Czego nauczył mnie pierwszy rok doktoratu?

To już rok! Nawet nie wiem, kiedy to zleciało. Teraz czas na refleksję, podsumowania i ciekawostki wyciągnięte z mojego doktoranckiego życia. Usiądźcie wygodnie!

To był naprawdę ciężki rok. Na studiach też bywało ciężko, głównie przez natłok materiału i prace dorywcze oraz wszechobecny angielski deszcz. Teraz jest inaczej – w Monachium świeci słońce, a moją pracą jest nauka. Taaaak – płacą mi za to, że robię to co lubię!! Lecz lekko nie jest, ponieważ tej nauki jest bardzo, baaaardzo dużo. Można powiedzieć, że sama sobie wybrałam taki poziom, ponieważ rzuciłam się na pozycję doktoranta na wydziale chemii i farmacji w labie biologii chemicznej (nie mylcie z biochemią!). Jako genetyk w rok musiałam nadrobić materiał z magisterki chemii organicznej, nie mając w tej dziedzinie żadnego doświadczenia. Mogłam przecież wybrać sobie lab typowo biologiczny i zamiast nadrabiać chemiczne zaległości ulepszałabym jedynie wiedzę ze swojej ekspertyzy – genetyki ludzkiej.

Myślę jednak, że bez tego skoku na głęboką i śmierdzącą odczynnikami wodę nie nauczyłabym się pływać w basenie epigenetyki. Nie poznałabym mechanizmów modyfikacji cytozyny w taki sposób jak robią to chemicy. Nie rysowałabym hopających elektronów na szkle permanentnymi markerami. A teraz mogę to robić. Mogę też utrzeć nosa wszystkim chemikom, którzy myślą, że są lepsi od biologów – nie jesteście. Wszyscy jesteśmy sobie równi. Chemia jest bardzo przewidywalna, każda reakcja ma swój produkt, do którego drogi są w większości dobrze znane. W biologii tak nie jest kochani, oooooj nie. Eksperymenty biologiczne to studnia bez dna, każdy wynik produkuje więcej pytań niż odpowiedzi. Stąpamy po grząskim gruncie trudnych do kontrolowania zmiennych oraz niewiadomych, które zmuszają nas do czytania ogromnej ilości publikacji, a te z tygodnia na tydzień odkrywają coś nowego. Dlatego przyznaję – hardcorowy crash-course z chemii przydał mi się z dwóch powodów. Po pierwsze, wiedza z tego zakresu jest niezwykle przydatna w moich badaniach. A po drugie, pewność siebie wzrosła mi jak stąd na księżyc.

Zaczęło się prawdziwe życie. Jest biurokracja, numerki w urzędach, staromodne niemieckie pieczątki, dokumenty, których nawet rodzeni Niemcy nie rozumieją oraz system, przez który już nic mnie w życiu nie zaskoczy. Jest też szef czekający na moje wyniki. To właśnie on czasem potrafi zmotywować, a innym razem posłać mnie na mentalnego karnego jeżyka.

Doktorat to już nie są studia. Znajomi z labu to nie koledzy ze studiów. Interakcja jest zdecydowanie inna, nadal miła lecz z ograniczonym zaufaniem. Doktoranci to środowisko szalenie ambitnych osób, indywidualistów, ciężko pracujących przyszłych profesorów. A Ty, wrzucony do stada, (jak moja młodziutka klacz Gaia kilka miesięcy temu) musisz znaleźć sprzymierzeńców, spróbować nie narobić sobie zbyt dużo wrogów oraz znaleźć system, w którym będzie Ci się produktywnie spędzało czas. Dopiero w prawdziwym dorosłym życiu zaczęłam doceniać poranne kawki z moim lab dream-teamem, spacery w słoneczne dni, a kiedy jest już naprawdę ciężko – wciąganie ukrytej w szufladzie na czarną godzinę czekolady. Powiem Wam szczerze, że na każdą niesamowicie fantastyczną osobę, przypada jedna, której kompletnie nie rozumiem. I podoba mi się ten balans. Świat nie może być nijako-szary.

Umysł wystawiony na stres i presję społeczną chłonie wiedzę jak gąbka. Uwierzcie mi, że za każdym razem, kiedy myślę, że to już za dużo dla mnie – przychodzi dzień, kiedy tłumaczę to „za dużo” jako ekspert jednemu z moich studentów. Nauka materiału z myślą, że kiedyś będę musiała go wykładać jest najlepszą motywacją.

Monachium o zmierzchu

Dbać o siebie na doktoracie nabiera innego znaczenia. Wychodzisz do domu po 14stu godzinach pracy, jesz coś na szybko i kładziesz się do łóżka, a Twój umysł nigdy z labu nie wychodzi. Myśli, analizuje, szuka odpowiedzi na pytania… Ponieważ doktorat to praca na własną rękę, gdzie samemu stawiasz sobie poprzeczkę, to tak naprawdę, aż do uzyskania tytułu nigdy nie przestajesz pracować. Osoby w Twoim otoczeniu muszą się do tego przyzwyczaić i jeśli nie są wystarczająco wyrozumiałe to radzę Ci – zmień otoczenie, lub zrezygnuj z doktoratu. Bywały dni wolne, kiedy ze stresu nie byłam ani produktywna, ani nie odpoczywałam. Dlatego z czasem zaczęłam planować sobie sen, odpoczynek, relaks. Poznałam zbawienną moc wieczornych kąpieli oraz chodzenia w góry. Zdrowe ciało to też zdrowy umysł: sport oraz odpowiednia dieta powinny być na pierwszym miejscu. Dla mnie nie zawsze są, wciąż się tego uczę.

Dowiedziałam się, że w różnych krajach ludzie bardzo odmiennie podchodzą do aktywności online oraz blogowania. Stąd po pozytywnym obiorze motivelina.com w UK, Niemcy troszkę mnie przygasiły. Z początku nic nie publikowałam, bo się sparzyłam i chciałam uniknąć negatywnych komentarzy wychodząc poza szablon. Po roku nauczyłam się życia w nowym miejscu, wśród osób o innej mentalności i wiecie co? Znowu piszę dla Was teksty ; ) To bardzo mnie buduje. Są wśród Was osoby, dzięki którym na nowo uwierzyłam w siebie. Dziękuję!

Czym jest doktorat dla kobiety?

Nauką prawdziwego życia.

Uczysz się jak głośno wypowiedzieć swoje zdanie. Uczysz się, że nie jesteś mniej inteligenta od innych, że nie jesteś gorsza. Nie ukrywajmy – prawdopodobnie nie będziesz równo traktowana, dlatego wiara w siebie jest dla Ciebie niezbędna. Usłyszysz, że mówią o Tobie, lecz tylko od Ciebie zależy czy będzie Cię to bolało, czy nie. Zobaczysz, że potrafisz osiągnąć naprawdę dużo. Przestaniesz marnować czas, zaczniesz doceniać prawdziwe znajomości. Nauczysz się, że nic nie wychodzi za pierwszym razem, a z każdą naukową porażką wstaniesz i zaczniesz nowy eksperyment.

Cześć drugi roku, miło Cię poznać. Myślę, że się dogadamy!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s